Page 94 - 890693_GWK_podrecznik_kl3_cz 2_2019
P. 94

76. A może w góry?



          Małysz Drugi


             Od kiedy dostałem na Gwiazdkę narty, nic już nie stało na przeszkodzie,
          abym mógł zostać Małyszem Drugim... Widziałem w wyobraźni wiwatujące

          tłumy, a siebie frunącego ponad nimi jak na skrzydłach. Zwierzyłem się
          ze swojego marzenia Leonowi, ale to nie był dobry pomysł, bo od razu mnie
          wyśmiał.

              — Żeby być skoczkiem, trzeba mieszkać w górach! — darł się Leon. —
          Skąd tu niby będziesz skakał? Z dachu?

             Górkę, z której zjeżdżali wszyscy w okolicy, nazywaliśmy „śmieciową”,
          bo powstała w miejscu, gdzie budowlani zostawili to, co im się nie przydało
          przy budowie domów. Zostało tego na szczęście całkiem sporo — była tak

          wysoka, że latem latali z niej lotniarze, a zimą można było zjeżdżać, na czym
          kto miał.

             Mógłbym spróbować skoczyć z jakiejś muldy,
          myślałem, stojąc na naszej górce.
             Jedno zbocze „śmieciowej” składało się

          z wybrzuszeń i dołków, patrzyłem, jak
          podskakują na nich sanki — narciarze na

          ogół omijali je slalomem.
             Pomknąłem przed siebie.
          Na szczycie muldy wyskoczyłem jak

          z procy. Lądowanie miałem twarde
          i nieprzyjemne. Leżąc głową w dół,

          patrzyłem, jak jedna z moich nart
          samotnie kontynuuje skoki.
             — Brawo, Małysz! — usłyszałem

          czyjś śmiech.
             Obok mnie zatrzymał się Leon,

          siedzący na pomarańczowej patelni.
             — Pomogę ci... — podjechała do
          nas Irenka. — Małysz też na pewno kiedyś przewracał się przy lądowaniu —

          uśmiechnęła się do mnie miło.
             A potem pokazywała mi, jak się zjeżdża niskim wężykiem. Tak mi się

          to spodobało, że być może zostanę jednak zawodnikiem slalomu giganta,


          92
   89   90   91   92   93   94   95   96   97   98   99