Page 24 - polski_podrecznik kl4_cz2
P. 24
I wtedy zobaczyłem oparty o płot nowiutki rower tego biedactwa, a ja o takim marzyłem od roku
i chyba jeszcze długo pomarzę.
Więcej do niego nie przyjdę! – pomyślałem, trzaskając głośno furtką. [...]
Poczułem, że dławi mnie złość i jeszcze coś dużo gorszego – zazdrość. Nagle mój pokój, z którego do-
tąd byłem taki dumny, wydał mi się ciasny i brzydki. A moje ulubione zabawki, w porównaniu z zabaw-
kami Mateusza, wyglądały jak zniszczone rupiecie. Wolałem nawet nie myśleć, co powiedziałaby babcia,
gdybym poukładał jej pod nogami tory kolejki elektrycznej, której zresztą i tak nie miałem. Miałem za
to siostrę, małą zmorę, a takiemu Mateuszowi nawet tego los oszczędził. Wiedziałem, że ledwo wejdę do
domu, Oliwka zada mi jakieś idiotyczne pytanie [...].
A mama jeszcze popatrzy na mnie z wyrzutem, że się od siostry opędzam, i każe mi bawić się z tą
smarkulą. A jak przyjeżdżają do nas goście, to muszę oddawać im mój pokój i spać u babci, bo nasz dom
jest mały i ciasny. [...]
Wstyd się do tego przyznać, nawet przed samym sobą, ale ja chciałbym mieć wszystko to, co on ma.
Zazdroszczę mu, zazdroszczę! Z tej zazdrości już go nawet nie lubię, pomyślałem, i myśl ta krążyła mi
po głowie uparcie, jak język wokół bolącego zęba.
Czy w takim nastroju ktoś może odpowiedzieć spokojnie na pytanie:
– A jak ptaszek siedzi na gałęzi, to nóżki mu zwisają?
Właśnie o to spytała mnie Oliwka, ledwo otworzyłem drzwi. Wyminąłem ją więc bez słowa i zamkną-
łem się w moim pokoju. Porównywałem go w myślach z pokojem Mateusza i wyszło mi, że nawet widok
z okna mam brzydszy. Słyszałem, jak Oliwka pobiegła na skargę do mamy, ale nic mnie to nie obchodzi-
ło. Gdy jednak po chwili mama weszła do pokoju i nie pytając o nic, po prostu przytuliła moją skołataną
głowę, łzy same popłynęły mi z oczu. Opowiedziałem jej wszystko i już samo to pomogło.
– Kochanie – powiedziała mama po chwili – tak naprawdę nieważna jest ilość zabawek, która cię
otacza. Bawić się można czymkolwiek, jeśli ma się dobre pomysły, fantazję i przyjaciół. I tak jest nawet
ciekawiej, bo swój świat każdy nosi w sobie. Mateusz często jest sam. Znam jego rodziców, oni oboje
rzadko bywają w domu. Bardzo dużo pracują i często muszą wyjeżdżać. Pewnie te wszystkie zabawki
mają mu to wynagrodzić, ale coś mi się zdaje, że on chętnie zamieniłby się z tobą.
Czy to możliwe? – pomyślałem.
Wtedy do pokoju wkroczył tata z Oliwką siedzącą mu na karku. W ręce trzymał kolorowe kartoniki.
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Oliwka zapiszczała:
– Bilety, tata ma bilety do cyrku! Idziemy do cyrku! Zobaczymy tresowane węże! Tatusiu, a jak
węże siedzą?
– Co ona ma z tym siadaniem? – spytałem, a oczy już śmiały mi się do tych biletów!
– Ale przedtem chodźcie do kuchni, usmażyłam wam frytki i kiełbaski – zarządziła mama.
Dopiero teraz poczułem, jak bardzo jestem głodny. Frytki, moje ulubione danie! Ucieszyłem się i po-
gnałem do stołu, żeby Oliwka nie zdążyła wypaprać na swoim talerzu całego keczupu. To dziwne, ale
już ani przez chwilę nie myślałem o Mateuszu. Wiem tylko jedno, że za nic w świecie nie chciałbym teraz
być na jego miejscu. Tak jak jest, jest dobrze. W miarę jak w moim brzuchu przybywało frytek, ulatniała
się ze mnie złość. Teraz już nawet Oliwki nie zamieniłbym na ten jego telefon komórkowy. No bo który
telefon zastanawiałby się podczas kolacji, czy tacie mucha usiadła na nosie, czy stanęła?
(Wydawnictwo „Bis”, 2005)
22