Page 83 - 881216_polski_pod_kl6_cz_1
P. 83
Dom, w którym mecenas mieszkał, przechodził kilka razy z rąk do rąk. Rozumie się, że każdy nowy
właściciel uważał za obowiązek podwyższać wszystkim komorne, a najpierwej panu Tomaszowi. Mece
nas z rezygnacją płacił podwyżkę, ale pod tym warunkiem wyraźnie zapisanym w umowie, że katarynki
grywać w domu nie będą.
Niezależnie od kontraktowych zastrzeżeń pan Tomasz wzywał do siebie każdego nowego stróża
i przeprowadzał z nim taką mniej więcej rozmowę:
– Słuchaj no, kochanku… A jak ci na imię?…
– Kazimierz, proszę pana.
– Słuchajże, Kazimierzu! Ile razy wrócę do domu późno, a ty otworzysz mi bramę, dostaniesz dwa
dzieścia groszy. Rozumiesz?…
– Rozumiem, wielmożny panie.
– A oprócz tego będziesz brał ode mnie dziesięć złotych na miesiąc, ale wiesz za co?…
– Nie mogę wiedzieć, jaśnie panie – odpowiedział wzruszony stróż.
– Za to, ażebyś na podwórze nigdy nie puszczał katarynek. Rozumiesz? […]
Z drugiej strony podwórza, wprost okien pana Tomasza, znajdował się lokal wynajmowany osobom
mniej zamożnym. [...] do lokalu sprowadziły się dwie panie z małą, może ośmioletnią dziewczynką. [...]
Dziewczynka zwykle siedziała przy oknie. [...] Pan Tomasz nie widział nigdy, ażeby dziecię to śpiewało
lub biegało po pokoju, nie widział nawet uśmiechu na bledziutkich ustach i nieruchomej twarzy.
Jednego dnia mecenas znalazł się w swoim gabinecie około czwartej. W tej godzinie słońce stało
naprzeciw mieszkania jego sąsiadek, a świeciło i dogrzewało bardzo mocno. [...] Mizerna dziewczynka
oparłszy głowę na ręku położyła się prawie na wznak w swoim oknie – i – szeroko otwartymi oczyma
81
81
0717_881216_polski_kl6_cz_1_DRUK.indd 81 17.07.2019 20:09:17