Page 86 - 881216_polski_pod_kl6_cz_1
P. 86
Do gabinetu mecenasa wpadł wierny lokaj ciągnąc za sobą stróża
i wołając:
– Ja mówiłem temu gałganowi, jaśnie panie, żeby natychmiast
wygnał kataryniarza! Mówiłem, że od jaśnie pana dostanie pensję,
że my mamy kontrakt… Ale ten cham! Tydzień temu przyjechał ze
wsi i nie zna naszych obyczajów.
– No, teraz posłuchaj – krzyczał lokaj targając za ramię oszoło
mionego stróża – posłuchaj, co ci sam jaśnie pan mecenas powie!
Kataryniarz grał już trzecią sztuczkę tak fałszywie i wrzaskliwie
jak dwie pierwsze.
Niewidoma dziewczynka była upojona. Mecenas odwrócił się do
10
10 flegma – tu: powolność, spokój stróża i rzekł ze zwykłą sobie fl egmą , choć był trochę blady:
– Słuchaj no, kochanku… A jak ci na imię?…
– Paweł, jaśnie panie.
– Otóż, mój Pawle, będę ci płacił dziesięć złotych na miesiąc, ale
wiesz za co?…
– Za to, ażebyś na podwórze nigdy nie puszczał katarynek! –
wtrącił śpiesznie lokaj.
– Nie – rzekł pan Tomasz. – Za to, ażebyś przez jakiś czas co
dzień puszczał katarynki. Rozumiesz?
84
84
0717_881216_polski_kl6_cz_1_DRUK.indd 84 17.07.2019 20:09:17