Page 50 - 881216_polski_pod_kl6_cz_1
P. 50
– Za most! – krzyknął Gandalf, odzyskując energię. – Uciekajcie! Z tym przeciwnikiem żaden z was
nie może się mierzyć. Ja sam zagrodzę wąską drogę. Uciekajcie!
Aragorn i Boromir, jakby nie słyszeli rozkazu Czarodzieja, trwali ramię przy ramieniu tuż za Gandal
fem u drugiego końca mostu. Inni, już w drzwiach, zawrócili, nie mogąc się zgodzić, by ich przywódca
samotnie stawiał czoło nieprzyjacielowi.
Balrog już dosięgnął mostu. Gandalf stał teraz pośrodku wypukłego przęsła, lewą ręką wsparty na
różdżce, w prawej wznosząc miecz. Glamdring lśnił zimnym, białym światłem. Napastnik raz jeszcze
przystanął twarzą w twarz z Czarodziejem. Cień rozpostarł się nad nim na kształt dwóch ogromnych
skrzydeł. Potwór wzniósł bicz, rzemienie świsnęły i zachrzęściły. Z nozdrzy Balroga buchnął ogień. Ale
Gandalf nie drgnął nawet.
– Nie przejdziesz – powiedział. Orkowie zastygli bez ruchu, zapadła głucha cisza. – Jam jest sługa
Tajemnego Ognia, władam płomieniem Anoru. Nie przejdziesz. Czarny ogień na nic ci się nie przyda,
płomieniu z Udûnu. Wracaj w cień! Nie przejdziesz!
Balrog nie odpowiedział. Ogień jego jak gdyby przygasł, lecz ciemności dokoła jeszcze zgęstniały.
Z wolna wstąpił na most i nagle wyrósł na olbrzyma, a rozpostarte skrzydła wypełniły przestrzeń od
ściany do ściany. Lecz Gandalf stał wciąż, lśniąc w mroku. Zdawał się mały i bardzo samotny, siwy, zgar
biony, jak zwiędłe drzewo przygięte pierwszym podmuchem burzy.
Z ciemności wybłysnęło płomienne czerwone ostrze.
Glamdring zaświecił jasno w odpowiedzi.
Szczęknęła stal, mignęła biała błyskawica. Balrog padł na wznak, jego ognisty sztylet rozprysnął się
w kawałki. Czarodziej chwiał się pośrodku przęsła. Zrobił krok wstecz i znowu stanął pewnie.
– Nie przejdziesz! – powtórzył.
Jednym susem Balrog zerwał się i wskoczył na most. Bicz ze świstem zawirował w powietrzu.
– Nie, on nie będzie walczył tak sam jeden! – krzyknął niespodzianie Aragorn i wbiegł na most od
drugiego końca. – Elendil! – zawołał. – Jestem z tobą, Gandalfie!
– Gondor! – huknął Boromir i rzucił się w ślad za Aragornem.
W tym momencie Gandalf podniósł różdżkę i z głośnym okrzykiem smagnął nią most przed sobą.
Różdżka pękła i wypadła mu z dłoni. Oślepiający biały płomień buchnął w powietrze. Most zatrzeszczał
i tuż u stóp Balroga załamał się nagle. Kamień, na którym potwór opierał nogę, stoczył się w przepaść,
druga połowa mostu została, lecz zawisła niby wysunięty język skały nad próżnią.
Z okropnym wrzaskiem Balrog runął głową naprzód, a za nim zapadł się jego cień. Lecz w ostatniej
sekundzie potwór machnął biczem; rzemienie owinęły się wokół nóg Czarodzieja, ściągając go na kra
wędź czeluści. Gandalf zakołysał się i runął także; usiłował chwytać się kamieni, lecz daremnie; osuwał
się w otchłań.
– Uciekajcie, szaleńcy! – krzyknął jeszcze i zniknął.
Ognie pogasły, zaległy nieprzeniknione ciemności. Drużyna, jakby w skałę wrosła ze zgrozy, stała
wpatrzona w ziejącą czeluść. Ledwie Aragorn i Boromir zdążyli zbiec z mostu, resztka przęsła runęła
z trzaskiem. Krzyk Aragorna zbudził drużynę z osłupienia.
– W drogę! Teraz ja poprowadzę! – zawołał. – Musimy spełnić jego ostatni rozkaz. Za mną!
Rzucili się ku schodom, które zaraz za drzwiami sali pięły się w górę. Aragorn na czele, Boromir na
końcu kolumny. U szczytu schodów ujrzeli szeroki, dudniący echem korytarz. Tędy pobiegli dalej. Frodo
48
0717_881216_polski_kl6_cz_1_DRUK.indd 48 17.07.2019 20:09:05