Page 77 - polski_podrecznik kl4_cz2
P. 77

rzucił wędkę do wody. Myślał wuj Tarabuk, iż mu się uda wędką rękopisy z głębiny morskiej powyławiać.
            Odtąd wuj Tarabuk co dzień z wędką nad morze chadzał, lecz nadaremnie! Nigdy bowiem nie udało
          mu się ani jednego rękopisu wyłowić!
            Tymczasem wszystkie rękopisy wuja leżały na dnie. Zauważyła je pewna ryba zwana Diabłem Mor-
          skim. Jest to ryba z pękatym brzuchem, olbrzymią paszczą i strasznymi oczyma. Ma wszakże tę zaletę, iż
          jest uczona. Umie czytać i pisać. Otóż Diabeł Morski, ujrzawszy rękopisy, zbliżył się do nich i zaczął je
          uważnie odczytywać. Po odczytaniu kilku rękopisów machnął gniewnie ogonem i zawołał:
            – Nigdy jeszcze nie czytałem tak głupich, brzydkich i nieznośnych wierszy! Na domiar złego w każ-
          dym słowie dwa do trzech błędów się ukrywa. Domyślam się, że autorem tych wierszy jest wuj Tarabuk
          [...]. Ma on bardzo miłego siostrzeńca, Sindbada, i mieszka z nim razem w pałacu. Biedny to siostrze-
          niec, który z takim wujem mieszkać musi pod jednym dachem! Skorzystam z tego srebrnego kałamarza
          i złotego pióra, aby napisać list do Sindbada. Poproszę moją dobrą znajomą, Rybę Latającą, żeby ten
          list Sindbadowi wręczyła. [...]
            Wiem o tym wszystkim, co się działo na dnie morza, gdyż pewnej nocy otrzymałem list od Diabła
          Morskiego i z treści tego listu domyśliłem się, że działo się właśnie tak, a nie inaczej.
            Siedziałem w oknie otwartym i patrzyłem przez okno w niebiosa, na których płonęła pełnia księżyco-
          wa. Nagle usłyszałem w powietrzu dziwny, suchy, ostry szum skrzydeł. Był to szum osobliwy, do żadnych
          szumów niepodobny. [...] Wysunąłem głowę przez okno i zacząłem uważniej wpatrywać się w księżyco-
          wą jasność pogodnej nocy. Po chwili ujrzałem w powietrzu Rybę Latającą. [...] Zbliżywszy się do okna,
          podała mi papier różowy. Zaledwo ten papier wyjąłem jej z pyska, ryba natychmiast umknęła z powro-
          tem i wkrótce znikła mi z oczu.










































                                                                                  75
   72   73   74   75   76   77   78   79   80   81   82