Page 13 - 881908_ODKRYWAM_SIEBIE_A_cz_2
P. 13
− Na kogo spojrzę chociaż raz, ten się ze strachu zmieni w głaz!
− Gro-gro-grozisz? – zdziwiły się gołębie. – A jakie masz prawo grozić?
− A po co mi prawo? – roześmiał się potwór. – Wystarczą mi bazyliszkowe oczy! Spojrzał na
gołębie… i już ich nie było. Na ziemię spadły szare kamyki.
− Wydrapię ci oba ślepia! – rozgniewał się czarny Mruczek. Wygiął grzbiet, skoczył… i upadł jak
kamień.
− Z każdym tak zrobię! – ryknął potwór i poszedł na Stary Rynek. Zajął dom najbogatszy
i trzy piwnice pełne zapasów i bogactw. Jeszcze mu tego za mało. Znowu ryknął:
− Chcę spać na perłach i klejnotach i co dzień dostać furę złota!
− Guzik dostaniesz! – rozgniewali się krawcy po tygodniu.
− Zginiesz na naszych igłach i nożycach!
Nim dobiegli do potwora, skamienieli! Nieboracy!
− Figę dostaniesz! Dziurkę z obwarzanka! – krzyknęli piekarze po miesiącu. Ruszyli na Bazy-
liszka z wałkami, z warząchwiami. I znowu na Rynku przybyło kamieni…
− Próbowali szewcy, strażacy, garncarze. Dzielni rycerze spieszyli na pomoc ze wszystkich
stron. Nie dali rady. Nikt nie wytrzymał spojrzeń Bazyliszka.
− No to ja spróbuję! – powiedział wreszcie Franek. – Bo teraz to bieda zagląda nam w oczy. I też
Znajdź utwór
jest straszna. Dzieci płaczą z głodu!
we własnych zasobach
− Młody jesteś! Nic nie umiesz! – zmartwiła się mama Franka. Ale Franek się uparł.
− Umiem puszczać zajączki lusterkami! – powiedział. – Puszczę zajączka prosto w ślepia Ba-
zyliszka! Jak od blasku zmruży ślepia, to go inni przez łeb walną! A ty mi, mamo, zawiąż oczy
swoją chustą, żebym potwora nie widział. A ty mi, tato, daj największe lusterko! I poszedł.
Wyskoczył Bazyliszek Frankowi naprzeciw…
− Ojej! Słońce zaszło za chmurę! Nie oślepi potwora! – zmartwili się ludzie. Całkiem niepo-
trzebnie, bo właśnie Bazyliszek podszedł tak blisko, że przejrzał się w lustrze…
− Sam siebie zobaczył i ze strachu skamieniał! – mama Franka krzyknęła pierwsza, a za nią
wszyscy inni, jak tylko odetchnęli. Potem miauknął Mruczek, odczarowany z kamienia. Zagru-
chały gołębie. Ożyli wszyscy śmiałkowie i wrócili do swoich domów. Radości z tego było tyle, że
jej starczyło do dziś. Sami zobaczcie, jak spokojnie wygląda teraz Stary Rynek w Warszawie.
− A Bazyliszka z blachy kowal zrobił po to, żeby nam legendę przypominał. Patrzą na to ludzie
i myślą czasami: „Najlepiej na własne zmartwienia spojrzeć z wysoka i wybić je sobie prędko z gło-
wy. Wtedy się więcej widzi i słyszy”.
− Z uśmiechem patrzą na domy. Słyszą, jak trąbka gra wesoły hejnał. I rozglądają się wokoło.
Bo może komuś gdzieś trzeba pomóc?
• Rozmowa na temat opowiadania.
− Jak wyglądał smok?
− Co było najstraszniejsze u Bazyliszka?
− Kto go pokonał? Jak to zrobił?
• Zabawy ze smokiem – analogia personalna.
Nagranie spokojnej muzyki, lusterko.
Z grupy dzieci N. wybiera smoka, który mieszka w pieczarze (schowany za jedną z szafek).
Dzieci biegają swobodnie po sali, w rytm dowolnej muzyki. Na hasło Bazyliszek, nierucho-
mieją. Kogo bazyliszek dotknie, ten zamienia się w kamień – wykonuje przysiad i pozostaje
w bezruchu. Na hasło Smok się kryje – bazyliszek idzie do pieczary. Dzieci, które nie zostały
zamienione w kamienie, cichutko biegają po sali, zręcznie omijając kamienie. N. powtarza
zabawę kilka razy, dotąd aż wszystkie dzieci zostaną kamieniami. Wyciąga wtedy lusterko
i mówi: Bazyliszku, spójrz na swoje odbicie! Bazyliszek zamienia się w kamień, a odczarowane
dzieci tańczą taniec radości. Zabawę kończy odczarowanie dziecka, które jest bazyliszkiem.
13