Page 129 - 882440_OS lifting BB+ cz3
P. 129
Spojrzeli bracia po sobie (spodobała im się ta grzeczna odpowiedź) i pytają: – Po coś tu
przyszła, dziewczynko?
– Macocha kazała mi fiołków nazbierać, ale gdzie ich zimą szukać?
– E, nie martw się, może i znajdziesz...
Usiadł Kwiecień na miejscu Grudnia. Zaraz śnieg zaczął topnieć, zazieleniły się borówkowe,
jagodowe krzaczki, a ptaszki zaczęły śpiewać. Z głębi lasu powiał dech świeży, kwitnącą cze-
remchą pachnący.
– Idź, sierotko, za tę pierwszą sosnę, fiołków poszukaj.
Idzie dziewczyna, patrzy... a tam aż modro od kwiatków! Rwie, rwie... pół koszyka narwała.
Przykryła mchem kwiaty, żeby nie zmarzły. I wróciła do ogniska, Kwietniowi podziękować.
– Idźże w spokoju do domu. A jak będziesz znów w potrzebie, przyjdź do nas.
Biegnie sierotka do domu, a nadziwić się nie może, że wcale teraz zimna nie czuje.
Usłyszała macocha, że dziewczyna do sieni wchodzi, wyszła z izby i woła: – Jeśli nie masz
fiołków, wynocha!
– Mam, mam, popatrzcie! – woła dziewczynka i stawia koszyk na stole...
W izbie zapachniało jak w ogrodzie wiosną.
– Naprawdę, fiołki prawdziwe – mamrocze macocha i pojąć nie może, gdzie je sierotka
znalazła. – W lesie były?
Minęły trzy dni, mróz jeszcze bardziej się nasilił, wichry jeszcze się bardziej nasrożyły, a maco-
cha woła do sierotki: – Biegnij mi zaraz w las, nazbieraj tam poziomek, żeby były piękne i dojrzałe.
A jak nie znajdziesz, to nie wracaj!
– Gdzie ja biedna teraz poziomki znajdę – myśli sierotka. – Pójdę do miesięcy, może i pomogą.
Ale czy do nich dojdę?
Idzie, idzie, wiatr ją szarpie, mróz na wylot przejmuje, ale jakoś doszła do lasu i dwunastu braci.
A Grudzień mówi: – To ty, dziewczyno. Cóż teraz chciałabyś mieć?
– Poziomek bym chciała pięknych, dojrzałych – szepcze nieśmiało sierota.
– To się zrobi... to się zrobi... – mówi Grudzień.
Wstał ze swego siedziska, a na jego miejsce przyszedł młody Czerwiec. Dookoła śnieg stajał,
głogowe krzaki stanęły w różowym kwieciu, ptaki zapełniły las muzyką.
– Idź, dziewczynko, za tę sosnę poszukaj!
Idzie dziewczynka, a na polanie za sosną aż czerwono od poziomek! Zaczęła je zbierać i do
dzbanka sypać. Zerwała liść paproci, dzbanek nakryła i z wielką radością poszła Czerwcowi
podziękować.
– Teraz idź spokojnie do domu. A jak będziesz czegoś potrzebowała, to przyjdź do nas.
Idzie dziewczyna do domu i, tak jak za pierwszym razem, wcale nie jest jej zimno i droga niedaleka.
Usłyszała macocha, że dziewczyna wchodzi do sieni, wyszła z izby i woła: – Jeśli nie masz
poziomek... Ale poziomki pachną jak na leśnej polanie, gdy je czerwcowe słońce grzeje.
Na wieczerzę matka z córką poziomki zjadły. Sierocie nic nie dały.
Minęło kilka dni. Gospodyni myśli: – Głupia byłam, że chciałam fiołków. Że chciałam po-
ziomek. Kwiatki zwiędły, poziomki się zjadło. Teraz każę sierocie przynieść z lasu talarów. Więc
mówi do dziewczyny: – Leć do lasu i przynieś talarów. Żeby były ciężkie, ze szczerego srebra. Jak
ich nie znajdziesz, to się nie pokazuj!
Zima była sroga – wkoło leżał śnieg, mróz trzymał..., a zła macocha znów kazała sierotce
iść do lasu, aby przyniosła talarów. Biedna sierotka idzie i znów przed braćmi miesiącami staje.
– Talarów kazała macocha przynieść, aby były ze szczerego srebra. Podumał, podumał
Grudzień, aż mówi:
– Przychyl się, weź sobie węgielków z ogniska. Nie bój się. A jak jeszcze raz cię macocha wy-
śle, to już do niej nie wracaj, u nas zostań. W naszej zagrodzie będziesz mieszkała, gospodarkę
będziesz nam prowadziła.
127