Page 24 - 881915_ODKRYWAM_SIEBIE_A+_cz_3
P. 24

ustawiali na niej dekoracje, my staliśmy grzecznie w parach przed drzwiami. Bardzo mi zale-
            żało, żeby być w pierwszej parze, bo chciałem wybrać sobie miejsce jak najbliżej sceny. Wtedy
            wszystko najlepiej widać i nikt nie zasłania.
            No i udało mi się. Siedziałem w pierwszym rzędzie, przy samej ścianie. Z chwilą rozpoczęcia
            przedstawienia zgasły światła w sali i tylko scena była dobrze oświetlona. Gdy pojawiła się
            Śnieżka, byłem zachwycony. Była tak śliczna, że nie dziwiłem się magicznemu zwierciadełku,
            które na pytanie złej królowej: „Kto jest najpiękniejszy w świecie?”, odpowiadało: „Tyś, królowo,
            piękna jak gwiazdy na niebie. Ale Śnieżka jest tysiąc razy piękniejsza od ciebie”. Bardzo się o nią
            martwiłem, gdy błąkała się sama po lesie, ale na szczęście znalazła domek krasnoludków. No
            i nie ma się co dziwić, że one wkrótce ją pokochały. Kiedy pojawiła się zła wiedźma i ofiarowała
            Śnieżce zatrute jabłko, to aż zacisnąłem ręce na poręczy krzesła i na chwilę zamknąłem oczy.
            Wolałem nie widzieć, co się stanie, gdy ona ugryzie to jabłko. No i stało się! Śnieżka upadła na
            ziemię i już nikt nie potrafił jej obudzić. Ale najbardziej się wzruszyłem, gdy biedne krasnoludki,
            przekonane, że ich ulubienica nie żyje, włożyły ją do kryształowej trumny i obsypały kwiatka-
            mi. Kiedy mój ulubiony krasnoludek Gapcio zalał się łzami, a biedna Śnieżka leżała taka blada
            i nieruchoma, nie wytrzymałem. Pomyślałem, że jeśli zapalę światło w sali i głośno krzyknę, to
            ona musi się obudzić. Siedziałem przy samej ścianie i tuż nad moją głową był włącznik światła.
            Sięgnąłem do niego paluszkiem i zrobiłem pstryk!, a wtedy całą salę zalało jasne światło. Jed-
            nocześnie wrzasnąłem z całej siły:
            – Śnieżko! Obudź się!
            No i udało się. Zdumiona Śnieżka otworzyła oczy i usiadła w swojej trumnie. Krasnoludki onie-
            miały, myślę, że z zachwytu. Byłem z siebie dumny. Ale na sali powstało zamieszanie. Pani ze-
            rwała się z miejsca, zgasiła światło i zaczęła uspokajać dzieci, które były bardzo zadowolone,
            że obudziłem Śnieżkę.
            Mama była mniej zadowolona, gdy jej o wszystkim opowiedziałem. Ale nie martwię się, bo
            wiadomo, że dorośli pewnych rzeczy nigdy nie zrozumieją. Zastanawia mnie tylko jedno. Jak to
            było z tym jabłkiem. Zostało zatrute przez złą wiedźmę i ten, kto je skosztował, zapadał
            w sen. Tak też się przecież stało ze Śnieżką, tylko że ona miała szczęście, bo ja ją uratowałem.
            Ale to zatrute jabłko, kiedy wypadło jej z rąk, potoczyło się do pierwszego rzędu krzeseł.  A tam
            siedział gruby Marek, największy łakomczuch w naszym przedszkolu. On to jabłko podniósł
            i natychmiast zjadł. No i najdziwniejsze jest to, że on nie zasnął, nawet nie ziewnął. Więc coś
            z tym jabłkiem było nie tak.
            Następna bajka, jaką obejrzymy, to będzie bajka o Kopciuszku. Informując nas o tym, pani dodała:
            –  Ty, Tomku, podczas tego przedstawienia będziesz siedział tuż obok mnie i jak najdalej od
            włącznika światła. Bo ja jestem pewna, że gdy Kopciuszek zgubi swój pantofelek, ty natych-
            miast będziesz chciał zapalić światło, odszukać bucik i wcisnąć mu na nogę. Więc, żeby temu
            zapobiec, muszę cię tym razem dobrze pilnować.
            –  Wcale bym jej nie zakładał pantofelka – powiedziałem urażony.
            –  To dobrze. Więc masz zamiar siedzieć spokojnie podczas tego przedstawienia? – chciała się
            upewnić pani.
            –  Oczywiście. Ja tylko na samym początku powiem jej, żeby założyła sobie grube skarpety.
            Bo jak się założy takie skarpety, najlepiej wełniane, to nawet trochę za duże buty nie spadają
            z nóg. No i po kłopocie – wyjaśniłem.
            –  Tomek! Ręce mi opadają, gdy słyszę, co masz zamiar zrobić – jęknęła pani.
            –  No, niestety, nie wiem, co trzeba założyć, gdy komuś spadają ręce – zmartwiłem się. No
            i z czego ta pani się śmiała?





          24
   19   20   21   22   23   24   25   26   27   28   29