Page 129 - 881916_ODKRYWAM_SIEBIE_A+_cz_4
P. 129

opuszczają ręce i kładą je znów na ramionach dzieci stojących bezpośrednio przed nimi
           (czasami się to nie udaje). Po otwarciu oczu dzieci wracają do pozycji wyjściowej (stają
           jedno za drugim, kładą ręce na ramionach dzieci stojących przed nimi). N. liczy do trzech,
           a dzieci z zamkniętymi oczami odwracają się w drugą stronę i kładą ręce na ramionach
           kolegów stojących bezpośrednio przed nimi.
           • Zestaw zabaw ruchowych – nr 35 (przewodnik, cz. 4, s. 124).
                                              II
           Zajęcia 1. Słuchanie opowiadania Grzegorza Kasdepke Rower wujka Leona.
           • Zabawa ruchowa Jadę rowerem.
           Dzieci leżą na plecach, naśladują pedałowanie na rowerze i mówią rymowankę.

           Jedzie rowerek,                          Na tym rowerku
           jedzie rowerek,                          jedzie Pawełek,
           raz, dwa, raz, dwa, trzy.                raz, dwa, raz, dwa, trzy.

           Słuchanie opowiadania.
           Porządny rower powinien mieć kierownicę, dwa koła i siodełko – ale choć rower Bodzia spełniał
           te warunki, trudno go było nazwać porządnym.
           –  Sam go zmontowałeś? – zapytał Pulpet, pomagając przyjacielowi wstać z ziemi.
           –  Z wujkiem Leonem – zasapał Bodzio. – Wujek ma hopla na punkcie rowerów. Powiedział, że
           kupić to żadna sztuka, prawdziwy cyklista powinien sam złożyć swój rower.
           Pulpet drapał się przez chwilę po brzuchu, niepewny, czy powinien spytać, co znaczy słowo
           „cyklista”, czy też może lepiej nie zdradzać się przed Bodziem ze swoją niewiedzą. Eee, może le-
           piej nie… Tak na logikę biorąc, cyklista to pewnie jakiś fan rowerów. Ktoś taki jak wujek Bodzia
           – wiecznie spocony sympatyczny brodacz, którego znakiem rozpoznawczym są podwinięte
           nogawki spodni i rozpłaszczone muchy na okularach.
           –  A skąd wzięliście części? – Pulpet spojrzał z ciekawością na leżący przed nim pojazd.
           –  Wujek Leon skądś je przytargał – wyjaśnił Bodzio. – Podobno same markowe, świetnej jako-
           ści, z różnych sportowych modeli. To miał być najszybszy rower na Bielanach.
           Pulpet chrząknął. Może i najszybszy. Pytanie, jak to sprawdzić. Każdy, kto wskakiwał na sio-
           dełko, po kilku sekundach lądował na ziemi. Zupełnie jakby to był dziki, nieujeżdżony rumak!
           –  Czemu nie dokręcisz sobie z tyłu takich dwóch kółeczek? – Pulpet nie mógł powstrzymać się
           od złośliwości. Zwykle to on był obiektem kpin i żartów.
           –  Sam sobie dokręć kółeczka! – zdenerwował się Bodzio. – Do brzucha!
           –  Jak chcesz. – Pulpet udał, że nie czuje się dotknięty, a potem wskoczył na siodełko swojego
           górala. – Jadę do Lasku Bielańskiego.
           –  No a ja?! – zaskomlał Bodzio. – Mam tu się przewracać cały dzień?
           „Czemu nie?” – pomyślał Pulpet. Ale po chwili dopadły go wyrzuty sumienia. Bo Bodzio to jed-
           nak przyjaciel. (...)
           –  No dobra – westchnął Pulpet, zawracając. – Poprośmy o pomoc pana Antosia.
           Pan Antoś, znany wszystkim jako złota rączka, w rzeczywistości miał rączki szaroczarne, popla-
           mione jakimiś smarami, mazidłami i czymś bliżej nieokreślonym. Widok roweru Bodzia wpra-
           wił go w znakomity humor.
           –  A cóż to za wynalazek? – zarechotał. – Skrzyżowanie hulajnogi z kanapą?
           –  Terenowa wyścigówka – odpowiedział z godnością Bodzio.
           –  Nowe dzieło twego wujka? – chciał wiedzieć pan Antoś. (...)
           –  Tego samego – przyznał Bodzio.
           Pan Antoś nie musiał pytać o nic więcej. Z rowerami zmontowanymi przez wujka Leona miał do
                                                                                  129
   124   125   126   127   128   129   130   131   132   133   134