Page 38 - 882440_OS lifting BB+ cz3
P. 38
• Słuchanie opowiadania.
W nocy sypnął śnieg. Pokrył świeżą warstwą białego puchu mocno już wyślizganą górkę. Za-
sypał warstwę lodu, piasek, trawę i kamienie wystające z ziemi. Znów można było się wdrapać
bezpiecznie na stok. Bez poślizgów i niekontrolowanych zjazdów przy podejściu. Michał ciągnął
duże drewniane sanki na kolorowym sznurku. Zosia holowała za sobą plastikowy „talerzyk”.
Rysiek niósł w ręce „jabłuszko” do zjeżdżania. Próbowali zjeżdżać, ale w świeżym puchu zjazdy
nie były udane. Miękki śnieg hamował sanki. Do „talerzyka” i „jabłuszka” sypał się śnieg. Po
chwili dzieci wyglądały jak śniegowe bałwany. Oblepione były od stóp do głów białym puchem.
– Nie da rady! Ten śnieg jest za świeży! – westchnął Michał.
– Za miękki! – przytaknęła Zosia.
– Żadna jazda! – wzruszył ramionami Rysiek.
– Jak się ujeździ, będzie dobry! – powiedział Michał.
– Ale to będzie długo trwało! Strasznie długo! Szkoda czasu!
– Wsiadajcie na moje sanki, we trójkę pojedziemy szybciej! – zaproponował Michał.
– Nie zmieścimy się – powiedziała Zosia. – Tu jest miejsce najwyżej dla dwojga, a nas jest
trójka!
– Zmieścimy! – zapewnił Michał. – Ja usiądę z przodu, Zosia w środku, a ty, Rysiek, z tyłu. Ja
będę kierować.
Michał usiadł na sankach, chwycił sznurek. Nogi oparł na płozach. Zosia siadła za nim.
Rysiek – na końcu. Ruszyli.
– Stop! Zatrzymajcie się! – zawołał Rysiek.
– Co się dzieje? – spytał Michał.
– Wy pojechaliście, a ja zostałem na śniegu! Musicie się trochę posunąć do przodu, bo ja się
nie mieszczę! – krzyknął Rysiek.
Zosia posunęła się, a Rysiek przycisnął się do Zosi.
– Za ciasno, nie mogę oddychać – zduszonym głosem zaprotestowała Zosia. – Misiek, posuń
się trochę do przodu!
Ruszyli. Misiek prawie wisiał w powietrzu, szorując butami po śniegu. Wtem jego nogi ugrzęzły
w zaspie. Sanki stanęły dęba, a Zosia i Rysiek wylądowali na Miśku.
– A niech to! – krzyknął Misiek. – Nie idzie nam to zjeżdżanie!
– Dobra, wy usiądźcie normalnie, a ja z tyłu uklęknę! – zaproponował Rysiek.
– Tak na kolanach? Nie za twardo? Nie będą cię bolały?
– Nieee... podłożę czapkę i szalik, żeby było miękko.
Rysiek zdjął czapkę i szalik, podłożył pod kolana. Ukląkł i rozpiął kurtkę, żeby nie zabierała
miejsca.
– Nie będzie ci zimno? – zaniepokoiła się Zosia.
– Coś ty! – obruszył się Rysiek. – Jestem zahartowany!
I cała trójka pomknęła na sankach. Jechało się znakomicie. Wiatr gwizdał w uszach. Śnieg
bił po policzkach. Przeciążone sanki sunęły z coraz większą szybkością.
– Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń, dzyń, dzyń, dzwonią dzwonki sań! Ach, jak miło i wesoło z górki
sunąć w dal! – śpiewały dzieci.
Rysiek przechylał się to na prawą, to na lewą stronę. Sanki mknęły zygzakiem, chwilami na
jednej, to na drugiej płozie. Podskakiwały na grudach śniegu i przebijały się przez zaspy.
– Uwaga, z lewa rosną drzewa! Uwaga, z prawa rośnie trawa! Skręć w lewo, walnij w drzewo!
Skręć w prawo, pojedź trawą! – wesoło pokrzykiwali saneczkarze.
– Uważaj, bo wpadniemy w krzaki! – krzyknął Rysiek.
– Hamuj, hamuj! – wołała Zosia.
36