Page 17 - 882518_OS lifting BB+ cz4
P. 17

– Co miałem słyszeć? – spytał coraz bardziej zaciekawiony kontrabas.
             – No, tych okrzyków na sali.
             – Jakich okrzyków? – kontrabas wprost pękał z ciekawości.
             – Ojej! – zniecierpliwił się flet. – Przecież po twoim występie ktoś krzyczał na cały głos: „Naj-
           wyższy już czas, by na scenie grał tylko kontrabas!”. Naprawdę nie słyszałeś?
             – Słowo daję, że nie! – walnął się w piersi kontrabas. – Ale dobrze, że mi o tym powiedziałeś.
           Musiał to być ktoś bardzo muzykalny, choć trochę przesadził. Możemy przecież dalej grać razem.
           Mnie to nie przeszkadza.
             – Och, czuję, że mnie i moich przyjaciół usuną ze sceny! – zawodził coraz płaczliwiej flet.
             – Och, my nieszczęśnicy!...
             A robił to tak dobrze, że klarnet nie wytrzymał i zachichotał cicho. Ale kontrabas nie zwrócił na
           ten chichot uwagi. Był w zbyt dobrym nastroju. Ten dobry nastrój mącił jednak pewien drobiazg.
           Tym drobiazgiem była pałeczka dyrygenta. Kontrabas nie mógł znieść, że musi jej słuchać. Że
           musi grać tak, jak ona sobie tego życzy.
             – Taki badyl, taki mizerny patyk będzie mnie pouczał, jak mam grać! – pieklił się coraz częściej,
           podskakując na swej jednej nodze. – Pałeczka! Batuta! Jak ja o niej myślę, to czuję, że rozstroju
           dostaję.
             – Ależ ona jest bardzo taktowna – broniła jej wiolonczela, która miała wyjątkowo czułe serce.
             – Taktowna! – buczał kontrabas. – Jak ona jest taktowna, to ja jestem kanarek. Nikt taktowny
           nie wymądrza się tak jak ona. Na próbach ciągle źle. Raz za głośno, raz za cicho. Raz za szybko,
           raz za wolno. Sto razy trzeba to samo powtarzać. Kto to wytrzyma?
             Mówił to z takim przekonaniem, że coraz więcej instrumentów przyznawało mu słuszność.
             – Ma rację! – potakiwano. – Ona nam tylko przeszkadza! Ogranicza naszą swobodę! Nie
           pozwala się w pełni wypowiedzieć!
             Wreszcie po którejś próbie kontrabas postawił sprawę jasno.
             – Mam tego dość! – wybuchnął. – Dziś osiem razy mnie poprawiła. Mnie, kontrabas! Prze-
           brała się miarka! Od tej chwili przestaję tego bezczelnego badyla słuchać i wzywam was, byście
           postąpili tak samo!
             Wśród instrumentów zakotłowało się. Wszystkie zaczęły mówić naraz, ale kontrabas zapro-
           wadził porządek.
             – Cisza! – huknął. – Wypowiadać się po kolei!
             Uspokoiło się od razu i głos zabrał bęben.
             – Całkowicie szanownego kolegę popieram – uśmiechnął się przymilnie do kontrabasu.
             – Mnie też ten chudy patyk dziś kilka razy pouczał. A przecież jestem nie byle kim. Musicie
           przyznać, że mój głos wyraźnie się na tej sali wybija.
             Instrumenty poruszyły się gniewnie.
             – A mój to niby nic nie znaczy?! – wykrzyknął puzon i wyciągnął się dumnie.
             – A nasze?! – pisnęły skrzypce.
             – Koledzy, nie bądźcie fujarami! – zabrzmiała tuba. – Przestańcie się kłócić.
             – Fujarami?! – odezwał się flet. – Proszę się liczyć ze słowami i nie obrażać moich krewnych!
             – Przepraszam, jeśli kogoś uraziłam – zmieszała się tuba. – Chciałam powiedzieć: nie bądźcie
           cymbałami!
             – Dziękujemy za łaskawe wyróżnienie – brzęknęły zapomniane przez wszystkich cymbały
           i obróciły się bokiem do tuby.
             – Ojej! Skręcam się ze śmiechu, gdy was słucham – roześmiała się srebrzyście trąbka. – Albo
           rozmawiamy poważnie, albo śpię.
             – Brawo! – przyklasnęły talerze. – Nareszcie rozsądne słowa.
             Uciszyło się i głos zabrała wiolonczela. Mówiła cichym, miękkim głosem:

                                                                                   15
   12   13   14   15   16   17   18   19   20   21   22